Publikacja jest hołdem złożonym sztuce drukarskiej i typograficznej. Przedstawia książki stojące na półkach u Andrzeja Tomaszewskiego i które miały istotne znaczenie w kształtowaniu jego świadomości zawodowej. Komentarze są preludium dla nowicjuszy oraz skarbnicą wiedzy dla bibliofilów, wydawców czy typografów. »Szelest kart« to niezwykła bibliografia, skatalogowana jak na bibliotekarza przystało. To cenny dokument, odkrywający sieć powiązań, zależności i szczegółów z życia artystów i rzemieślników, którzy stworzyli stylistykę i estetykę współczesnej książki. Czytelnik znajdzie tam anegdoty z życia bibliofilów, krytyków literackich, grafików, publicystów, bibliotekarzy, wykładowców akademickich, typografów i samouków zakochanych w książce. To również przewodnik po najnowszej historii typografii, gdyż wiele wymienionych w tym katalogu pozycji to branżowe podręczniki-arcydzieła, które wpłynęły na formę i estetykę dzisiejszych książek.
ISBN:
9788389236180
Data:
2011
Format:
125×205
Stron:
200
Oprawa:
miękka ze skrzydełkami
Wydanie:
pierwsze
Jeśli chodzi o egzemplarze, których jestem pierwszym właścicielem, wyjątkową pozycją jest Szelest kart / Bibliografia sentymentalna przez Andrzeja Tomaszewskiego spisana. Dostałem tę ledwie dwustustronicową książkę w miękkiej oprawie ze skrzydełkami od jej wydawcy, Roberta Chwałowskiego (ogme.pl), kierownika kursu typografii na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. W 2011 roku dla Galerii Raster poprawiał on pod względem zgodności z zasadami sztuki składu złożoną przeze mnie wstępnie Warszawę fantastyczną i ofiarował mi publikację, z której, jako wydawca, ma prawo być dumny.
Tomaszewski to guru współczesnej polskiej typografii – zestawił on w Szeleście kart katalog najulubieńszych dzieł poświęconych sztuce druku, a w szczególności liternictwa. Opisowi treści poszczególnych książek towarzyszy ich charakterystyka zewnętrzna, osobiste anegdoty związane z ich tematyką oraz wejście w posiadanie poszczególnych egzemplarzy, czasem dane co do cen, jakie poszczególne pozycje osiągają w obiegu wtórnym. W przypadku Manuale typograficum Hermanna Zapfa z 1968 dowiadujemy się na przykład o płaszczu, który autor zostawił u Tomaszewskiego podczas wizyty w Warszawie w 1975 roku (jakby ktoś nie wiedział, skąd wzięła się nazwa fontu Zapf). Z 13 grudnia 1981 wiąże się historia o rozpoznaniu w obwieszczeniach ogłaszających stan wojenny łacińskich czcionek, znanych autorowi z podstawowego radzieckiego katalogu pism ręcznych i maszynowych, wydanego w Moskwie w 1966 roku, acz podobno w innych miastach obwieszczenia drukowane były czcionkami polskiego pochodzenia. Publikacji Berthold Fototypes E1 towarzyszy wspomnienie o składaniu w 1974 na urządzeniu »Diatype« (wspomina o nim też Wysocki w Małej poligrafii), w którym matryce do naświetleń na kliszy światłoczułej wybierało się na ślepo nie z klawiatury, ale sterownikiem, przypominającym pistolet. Zdaniem Tomaszewskiego, było to zajęcie dla »ludzi o żelaznych nerwach«. Wylicza także mniej »techniczne« pozycje – Pegaza dęba czyli panopticum literackie Juliana Tuwima (oryginalna edycja dochodzi w dobrym stanie do 480 złotych, ja kupowałem w 2004 za 120 i już się rozsypała), czy Obraz słowa. Historię poezji wirtualnej Piotra Rypsona (miałem kupiony w kinie Tęcza, przepadł).
Jedną z pozycji wymienianych przez Tomaszewskiego na samym początku w alfabetycznym układzie Szelestu kart jest, z uwagi na nazwisko autora, Warszawa Cieślewskiego Syna Andrzeja Banacha z 1962 roku. O Banachu i jego żonie Elżbiecie pamięta się jako odkrywcach Nikifora, tymczasem wzmiankowana książka jest świadectwem postawy, która dziś nazywana jest »psychofan«, a dotyczy właśnie stosunku Banacha do Tadeusza Cieślewskiego syna (ojciec o tym samym imieniu malował konwencjonalne dość motywy starej Warszawy). Ten zaś wzbudził moje zainteresowanie, gdy w Encyklopedii Warszawy z 1994 natrafiłem na reprodukcję drzeworytu, zatytułowanego właśnie... Warszawa fantastyczna. Było to już po publikacji mojej książki, dzięki której typograficznej korekcie Chwałowskiego posiadłem sentymentalną bibliografię Tomaszewskiego. Znalazłem Cieślewskiego syna także wśród ilustratorów Staroświeckiego sklepu – patrz rozdział Lalka i adaptacje. Zakupiwszy na Allegro książkę Banacha (egzemplarz zachował folię, w którą opakowano go w jakieś bibliotece, skąd następnie został wycofany), dowiedziałem się, że autor prowadził podczas okupacji obszerną korespondencję z młodszym Cieślewskim i podejmował ryzykowne podróże z Krakowa, by katalogować twórczość warszawskiego artysty oraz wyciągać odbitki. Okazało się to bezcenne. Drzeworytnik zginął w Powstaniu, a jego archiwum przepadło. Tak więc miłośnictwo może owocować przejmującą twórczością. Szkoda, że w tak tragicznych warunkach.
Zabierając się do Dzikiej biblioteki myślałem początkowo o powtórzeniu bibliograficznej formuły Andrzeja Tomaszewskiego. Po przemyśleniu doszedłem jednak do wniosku, że byłoby to dla mnie zbyt wielkie wyzwanie. Nie tylko dlatego, że w odróżnieniu od jego kolekcji, moja nie jest jednorodna tematycznie. Także dlatego, że okazało się, że anegdot jest chyba za mało, by równomiernie obdzielać nimi poszczególne pozycje bibliografii. Miłej mej pamięci pracy Mieczysława Kafla Zarys techniki wydawniczej Andrzej Tomaszewski w swojej bibliografii sentymentalnej nie uwzględnia.
Jeśli chodzi o egzemplarze, których jestem pierwszym właścicielem, wyjątkową pozycją jest Szelest kart / Bibliografia sentymentalna przez Andrzeja Tomaszewskiego spisana. Dostałem tę ledwie dwustustronicową książkę w miękkiej oprawie ze skrzydełkami od jej wydawcy, Roberta Chwałowskiego (ogme.pl), kierownika kursu typografii na Uniwersytecie...
Książka Andrzeja Tomaszewskiego Szelest kart należy formalnie do nurtu eseistyki poświęconej książkom. Odmiennie od większości tego typu utworów, nie należy do dziedziny krytyki literackiej, lecz stanowi publikację stricte bibliologiczną, do czego nawiązuje autor w podtytule – Bibliografia sentymentalna. Lekki ton gawędy i liczne osobiste dygresje łączą się z erudycyjnie podaną treścią, której nie sposób znaleźć u żadnego innego polskiego autora. Andrzej Towaszewski łączy działalność zawodową projektanta książek, z pasją życiową: zainteresowaniem typografią, projektowaniem graficznym a szczególnie liternictwem drukarskim. Jest autorem szeregu publikacji z tego zakresu, by wspomnieć tylko najważniejszą z nich – Leksykon pism drukarskich.
Wiedzę z tego zakresu gromadził Tomaszewski od najmłodszych lat, pasją zaraził się bowiem od ojca – Romana Tomaszewskiego – wieloletniego dyrektora technicznego wydawnictwa »Czytelnik« oraz kierownika Ośrodka Pism Drukarskich przy Zjednoczeniu Przemysłu Poligraficznego. Wraz z pasją odziedziczył po ojcu księgozbiór fachowy, który nadal uzupełnia, twórczo wykorzystuje i udostępnia potrzebującym. Specjalizacja i wiele lat gromadzenia dały wyśmienity efekt: jest Tomaszewski właścicielem być może najlepszego w kraju księgozbioru poświęconego typografii i liternictwu. Wreszcie postanowił podzielić się nim z innymi przedstawiając i referując szereg smakowitości ze swych półek.
Na publikację składa się setka esejów. By podtytuł nie był pustosłowiem, funkcję ich tytułów pełnią regularne opisy bibliograficzne, wzbogacone adnotacjami księgoznawczymi o stanie, oprawie, proweniencjach i dedykacjach. Układ esejów wyznacza alfabetyczny porządek opisów bibliograficznych. Nie znaczy to jednak, że publikacja jest opisem stu książek; w wielu tekstach autor wspomina i dołącza opisy innych książek, które w jakiś sposób wiążą się z tematem głównym. Na końcu tomu znajduje się zestawienie alfabetyczne wszystkich druków, jakie pojawiają się na kartach książki, jest ich 130. Poważnym mankamentem jest brak w tym zestawieniu odniesień do numerów stron, co w przypadku druków »dołączonych« powoduje poważne utrudnienie odnalezienia ich w tomiku.
Zestaw omawianych książek, choć wydaje się wąsko tematyczny, jest jednak bardzo zróżnicowany. Są tu książki stare i nowe, polskie i obce, unikatowe i łatwo dostępne. Zdecydowana większość to książki o książce (druku, piśmie), ale wśród nich znalazły się trzy książki literackie (Borowski, Dante, Tuwim), omówione ze względu na swą artystyczną postać, oraz rolą, jaką odegrały w życiu rodziny. Wśród książek fachowych przeważają publikacje angielskoi niemieckojęzyczne, co jest świadectwem na zainteresowanie typografią w tych właśnie krajach. Nadto, obok publikacji polskich, pojawiają się francuskie, włoskie, rosyjskie i inne.
Ze względu na tematykę, najliczniejszą grupę (prawie połowa wszystkich publikacji) stanowią książki poświęcone liternictwu. Są wśród nich opracowania i albumy z historii pisma i, wzorniki czcionek i monografie przedstawiające zasoby czcionkowe historycznych drukarń, prezentacje autorów krojów pism i kaligrafów.
Grupa druga to dzieła poświęcone technice projektowania pism drukarskich oraz różnym ich nośnikom – od giserstwa (odlewania czcionek) po współczesne fonty komputerowe. Kilkanaście esejów przybliża publikacje z zakresu architektury książki, w szczególności rozwiązań nowatorskich, artystycznych. Kolejna grupa to publikacje poświecone technice wydawniczej, szczególnie zecerstwu ogólnemu i specjalistycznemu, ale także papierowi, ilustracji, oprawie. Ostatnia grupa to dzieła z zakresu historii książki i drukarstwa, mówiące o pięknych, zdobionych, cennych książkowych cimeliach.
Ambicją autora nie było stworzenie pracy naukowej. Potwierdza to niemetodyczność w formułowaniu poszczególnych omówień. W niektórych przypadkach są to wyczerpujące streszczenia zawartości, w innych treść została zaledwie zasygnalizowana, a omawiana książka była tylko pretekstem do wspomnienia osób czy zdarzeń, przedstawienia mało znanych faktów albo przemyśleń autora.
Największym atutem książki Andrzeja Tomaszewskiego jest wprowadzenie do polskiego piśmiennictwa księgoznawczego faktów i postaci mało u nas znanych, a które odegrały ważną rolę w drodze rozwojowej formy książki i innych druków, a także szeroko rozumianej komunikacji wizualnej. Spotkamy tu zatem Tschicholda, Caflischa i Fruttigera, Rennera, Gilla i Mardersteiga, Blancharda i Larchera, Goudyego i Lubalina, Kapra, Zapfa, Willberga i Stankowskiego, Tootsa i Żukowa. Obok nich wiele postaci z polskiego świata sztuki i produkcji książki, takich jak Januszowski i Pó łtawski, Herdan, Drabczy ński i Mathia, Trzaska i Frantz, Urbański i Gardzielewski, Janowski, Lewandowski i Cichocki czy wreszcie Sakwerda i Tryznowie. Spójną całość stanowi dla autora społeczność artystyczno-drukarska, począwszy od średniowiecznych skryptorów, Gutenberga i drukarzy renesansowej Europy, paryskich typografów, amerykańskich designerów i niemieckich giserów, przez RWPG-owskie i PRL-owskie zakłady poligraficzne aż po artystów i komputerowców dzisiejszego zglobalizowanego świata.
Z równą lekkością porusza się autor wśród badaczy dziejów książki i sztuki, kolekcjonerów i wydawców pomnikowych edycji. Pomiędzy publikacje z poligraficznej praktyki wplata dzieła bibliologicznych autorytetów: Piekarskiego, Birkenmajera i Semkowicza, Kopery, Siniarskiej-Czaplickiej i Muszkowskiego, Pirożyńskiego i Tondela czy wreszcie Rypsona.
Kompleksowe spojrzenie autora pozwala wejrzeć w mało penetrowane przez polskich badaczy zagadnienia książkowej »kuchni«. Tomaszewski wskazuje ich miejsce i powiązania z całokształtem wiedzy o książce. Opowiadanie o konkretnych książkach rozrasta się w wielowątkową opowieść o świecie, w którym życie krąży wokół książki, pisma, druku. Z erudycją przedstawia autor losy powstawania niektórych dzieł, a nawet ich kulisy, bowiem niejednokrotnie był świadkiem i uczestnikiem ich narodzin. Liczne wspomnienia i anegdoty wprowadzają czytelnika w różne zakamarki Galaktyki Gutenberga.
Jako doświadczony typograf nie pomija Tomaszewski formy omawianych książek, zwracając uwagę na szczególnie ciekawe zabiegi projektanckie, na edycje wykonane z dużym nakładem trudu edytorskiego i poligraficznego. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na samą formę Szelestu kart, książka jest zarazem skromna i wytworna. Dzięki drukowi na papierze objętościowym, mimo niewielkiej liczby stron (200) tomik ma bardzo przyjemne gabaryty: wydłużona ósemka o »słusznej tuszy«. Broszurowa okładka matowa, w kolorze sepii z fotografią półek pełnych książek (bez tytułu, który występuje jedynie na grzbiecie) nadaje książce aurę tajemniczości. Skład książki jest oszcz ędny, jednym krojem i stopniem pisma. Za jedyne wyróżnienie służy kursywa oraz zwężenie kolumny druku, stosowane w partiach bibliograficznych. Tekstom towarzysz ą liczne zdjęcia, doskonale ilustrując omawiane książki. Znamienny jest także brak zdjęć przy jednej książce, którą autor scharakteryzował jako »brzydką, niestarannie wydaną, źle zaprojektowaną« (Lewandowski). Wśród szczególnie interesujących rozwiązań ilustracyjnych reprodukuje autor bibliografię z książki Spiekermanna, która jest »przedstawiona jako fotografia dwóch stosów książek, ułożonych grzbietami do przodu«.
Jest książka Tomaszewskiego swoistym silva rerum, w którym czytelnik nie znajdzie szybko potrzebnej informacji, wymaga ona raczej spokojnej lektury. Polecić ją można wszystkim, interesującym się materialną, wizualną stroną książek, zarówno badaczom – bibliologom i historykom sztuki, jak i pracującym przy tworzeniu liternictwa i druków – edytorom, projektantom pism, designerom, poligrafom. Może służyć jako bibliografia adnotowana w poszukiwaniu literatury, niejednoktotnie także, dzięki rzetelnie przeprowadzonym ustaleniom faktograficznym, jako bezpośrednie źródło informacji. Z pewnością, największą przyjemność z lektury odniosą ci, którzy znają autora osobiście, odnajdując w gawędach reminiscencje własnych spotkań, rozmów, zdarzeń.
Książka Andrzeja Tomaszewskiego Szelest kart należy formalnie do nurtu eseistyki poświęconej książkom. Odmiennie od większości tego typu utworów, nie należy do dziedziny krytyki literackiej, lecz stanowi publikację stricte bibliologiczną, do czego nawiązuje autor w podtytule – Bibliografia sentymentalna. Lekki ton gawędy...
Obawialiśmy się sowieckiej interwencji zbrojnej, a tu cichaczem spełniła się w innej formie – tak Andrzej Tomaszewski wspomina w Szeleście kart 13 grudnia 1981 r. Tytuł rozwieszanych obwieszczeń o stanie wojennym złożony został bowiem łacińską czcionką charakterystyczną dla sowieckich drukarń, co uderzyło go w oczy jak każdego znającego się na rzeczy typografa. Urocza książka, której podtytuł brzmi Bibliografia sentymentalna to słownik książek o książkach i drukarstwie pochodzących z jego osobistej biblioteki. Jedne wymienia z przyczyn merytorycznych, inne z estetycznych, do niektórych wręcz podle wykonanych druków ma stosunek uczuciowy – w przypadku Poligrafii warszawskiej Stefana Lewandowskiego jest to książka napisana przez jego ukochanego nauczyciela (Tomaszewski często wspomina zresztą także swego ojca – również typografa). Między wierszami i reprodukcjami okładek oraz wzorników liternictwa czyta się osobistą historię zawodową. Autor Szelestu kart miał okazję przeżywać rozkwit zawodowej kariery projektanta książek na przełomie epoki ołowiu i komputera, z intermezzo w postaci analogowych maszyn do fotoskładu jak np. Diatype, gdzie litery wybierano bez podglądu i nie ze standardowej klawiatury, lecz swoistego pistoletu (zajęcie dla ludzi o żelaznych nerwach ale jakość i ostrość naświetlonego składu były rewelacyjne – s. 55-56). Tomaszewski chętnie opowiada dzieje konkretnych egzemplarzy ze swojego księgozbioru, polecając poszczególne pozycje odwołuje się do ich osiągalności w polskich i europejskich antykwariatach (co cenne, podając często ceny). Zaś pismo Zapf, które można znaleźć w komputerowym katalogu fontów, materializuje się w ostatnim haśle dzieła w postaci znanego osobiście autorowi jego projektanta – Hermanna Zapfa, kończącego w tym roku 93 lata. Wspaniała rzecz na prezent dla każdego książkoroba i książkoluba, a niezależnie od zawodu, zachęta do spisywania własnych sentymentalnych bibliografii.
Obawialiśmy się sowieckiej interwencji zbrojnej, a tu cichaczem spełniła się w innej formie – tak Andrzej Tomaszewski wspomina w Szeleście kart 13 grudnia 1981 r. Tytuł rozwieszanych obwieszczeń o stanie wojennym złożony został bowiem łacińską czcionką charakterystyczną dla sowieckich drukarń, co...
Zapotrzebowanie na książki uległo ograniczeniu, drastycznie zmniejszyły się ich nakłady i liczby tytułów; zwłaszcza wydawnictw informacyjnych, z natury rzeczy wielonakładowych (np. encyklopedie, słowniki). Lapidarnie scharakteryzował zaistniałą sytuację Eco: »Są dwa rodzaje książek, te, do których się zagląda, i te, które się czyta. Nie ulega wątpliwości, że nowe techniki wyeliminują wiele książek pierwszej kategorii«. Natomiast »książki, które się czyta« są nie do zastąpienia, dostarczają bowiem wielu niepowtarzalnych wrażeń i przemyśleń, nieodzownych dla kulturalnego człowieka.
Odciążenie niejako książek od części obowiązków podstawowego narzędzia komunikacji społecznej pozwala na rozwinięcie innych, bardziej zindywidualizowanych i wysublimowanych funkcji. Nowe zadania i nowe możliwości techniczne pozwalają na wytwarzanie książek doskonalszych: trwalszych, ładniejszych, szybciej trafiających do czytelnika. Fachowcy podkreślają jednak, że stosowane już powszechnie techniki komputerowe są tylko bardzo pożytecznymi i sprawnymi narzędziami. Wizja książki musi najpierw powstać w świadomości twórcy.
Dobitnie wyraził tę myśl Andrzej Tomaszewski, znakomity poligraf i artysta książki (były student warszawskiego bibliotekoznawstwa) w ostatnio wydanym tomie pt. Szelest kart. Bibliografia sentymentalna. Zawiera on spis dzieł składających się na księgozbiór podręczny artysty, opatrzony bardzo osobistym i głęboko erudycyjnym komentarzem. Podstawowe, klasyczne pozycje, głównie z zakresu typografii, służą właścicielowi jako źródła inspiracji i wzorce przy komponowaniu kolejnych tomów, a równocześnie dostarczają wzruszeń, wprowadzają w klimat, bez którego nie mogłaby powstać dobra, nowoczesna książka. Jest to znakomita lektura autorstwa bibliologa dla bibliologów, przypominająca o korzeniach obecnej i przyszłej poligrafii.
Szelest kart, emocje towarzyszące dotknięciu książki pięknej, rzadkiej czy tylko dawnej, noszącej na sobie znamiona minionego czasu – to niepowtarzalne, radosne przeżycia bibliofilów doświadczane od setek lat. Wydaje się jednak, że obecnie ten urok coraz bardziej jest doceniany, obejmuje coraz szersze kręgi inteligencji zmęczonej tempem i wulgaryzacją współczesnego życia.
Zapotrzebowanie na książki uległo ograniczeniu, drastycznie zmniejszyły się ich nakłady i liczby tytułów; zwłaszcza wydawnictw informacyjnych, z natury rzeczy wielonakładowych (np. encyklopedie, słowniki). Lapidarnie scharakteryzował zaistniałą sytuację Eco: »Są dwa rodzaje książek, te, do których się zagląda, i te, które się...
Jak powstają filigrany, czyli znaki wodne? Kto za pięć kresek (znak Deutsche Bank) zarobił sto tysięcy marek? Kiedy powstał pierwszy polski podręcznik do nauki odlewania liter? A czy wiedzą państwo, że obwieszczenie o wprowadzeniu stanu wojennego wydrukowano krojem Literaturnaja garnitura, że suwak logarytmiczny to po czesku posuwné měřitko, najstarszy zaś znany wzornik czcionek to inkunabuł z 1486 roku? Odpowiedzi na takie pytania, i wiele innych ciekawostek przynosi książka Szelest kart. Bibliografia sentymentalna. Jej autor powiada o sobie, że jest »typografem parającym się na co dzień układaniem pisma odbijanego na papierze«, ale to przecież nie wyczerpuje zakresu jego działań i zainteresowań.
Andrzej Tomaszewski porusza się świecie druku z wielką swobodą, łącząc ogromną wiedzę teoretyczno-historyczną z praktyką. Chociaż daleko mu do sędziwego wieku, powiada o sobie: stary zecer. Wśród znawców najnowszych technik poligraficznych czuje się jak ryba w wodzie, zadziwiając jednocześnie znajomością historii europejskich odlewni czcionek, papierni, drukarń. Zafascynowany najnowszą poligrafią, z szacunkiem wymienia osiągnięcia dawnego drukarstwa „w metalu”, które minęło bezpowrotnie, pozostawiając po sobie półki pięknych druków. Z lubością przypomina myśl Goethego, iż »dobre gusty można kształcić tylko na najlepszych, a nie na przeciętnych przykładach«, i poleca adeptom zawodu cenione przez siebie dawne podręczniki zecerskie z lat sześćdziesiątych. On, biegły operator fotoskładu, nie wstydzi się przyznać, że Mariana Drabczyńskiego Zecerstwo (1964): »wciąż (…) się przydaje, pomimo gruntownych zmian w technice wydawniczej, jakie przyniósł czas pędzący w tempie zawrotnym. Aktualne są obszerne fragmenty książki objaśniające, co i jak składać, co z interpunkcją i dzieleniem wyrazów w obcych językach, jak mają wyglądać tabelki, co jest ważne przy składaniu utworów dramatycznych, co przy formułach matematycznych«. Równie wysoko ocenia podręcznik Tekli Malinowskiej i Ludwika Syty Redagowanie techniczne książki (1981), w którym co prawda graficy nie znajdą »przykładów artystycznych kompozycji ani dizajnerskich smaczków. Jest tam jednak systematycznie wyłożona redaktorska wiedza, która pozwoli uniknąć błędów podczas projektowania publikacji«.
I jeszcze jeden cytat, nieco dłuższy, wyjęty z omówienia książki poświęconej wyłącznie pismom ozdobnym: »Lubię wydawnictwa tego rodzaju. W fachowym księgozbiorze każdego typografa powinno być kilka podobnych. Rzetelne opracowanie naukowe dość wąskiego tematu, dobrze dobrany i inspirujący podczas projektowania materiał ilustracyjny, wysoki poziom edytorski, to cechy dzieł mających wpływ na wiedzę projektanta książek i imponderabilia jego pracy«.
Tomaszewski jest człowiekiem książki. Żyje pośród książek, tworząc je ku pożytkowi i radości innych, ale sam też nie potrafi się bez nich obejść. I tak podjął ryzykowne zadanie opowiedzenia o specjalistycznej części swego księgozbioru, obejmującej dzieła niezbędne i pomocne mu w pracy zawodowej. Mogła z tego powstać tępa piła, rzecz nie do przebrnięcia, zwłaszcza dla czytelnika poza branży – na szczęście Szelest kart to książka napisana i ze znawstwem, i z dowcipem. Autor wybrał dziewięćdziesiąt książek i każdej z nich poświęcił mniej więcej dwustronicową gawędę, z której dowiemy się a to o dziele, autorze, wydawcy, drukarzu, a to o stronie poligraficznej tomu: czcionka, technika druku, papier, oprawa, a to znów o poprzednich właścicielach książki lub sposobie, w jaki trafiła do jego rąk.
Ponieważ tytuł zobowiązuje, każda z tych opowiastek zaczyna się opisem bibliograficznym, któremu jednakowoż bibliograf perfekcjonista mógłby zarzucić daleko idące odstępstwa od obowiązującej normy. Ale nic to, wszak te opisy nie tylko zawierają wymagane elementy – gdy potrzeba, zostały poszerzone o niezbędne dane. Czytając na przykład, że faksymilowa kopia dawnego wzornika czcionek F. Rosarta (Bruksela 1768) wydana w Amsterdamie w 1973 r. liczy 82 stronice wprowadzenia i 72 karty faksymile, już na wstępie uzyskujemy informację o bogatym aparacie naukowym, jakim opatrzono reprint dawnego dzieła.
Jako niekłamany autorytet w zakresie pism drukarskich, z przyjemnością odnotowuje, że »książkę złożono rotundą, teksty oczywiście typo« lub że »użyto tylko jednego, 12-punktowego stopnia pisma. Żadnych wyróżnień, kursyw, pogrubień. Sterylność, czystość i elegancja«. W innym miejscu również mówi jakże ludzkim językiem: »Książka z wyglądu skromna, ale wydana ze smakiem« albo »książka jest czarno-biała, natomiast ilustracje bajecznie kolorowe«, pozwalające smakować rysunek litery i jej odcisk zniekształcony w czasie druku (An atlas of typeforms, New Jerssey 1988). Nie zapomina też poinformować, kto wyprodukował papier na książkę, kto ją złożył i wydrukował – oczywiście jeśli dzieło na to zasługuje, bo tłoczył je na przykład Zygfryd Gardzielewski. Parokrotnie podkreśla sens zbiorowego wysiłku przy wydawania książki mądrej i pięknej, z zastrzeżeniem, że każdy starannie i fachowo wykona swoją pracę. Przekonany, iż nawet wolumin zniszczony, zamoczony nie przestaje służyć czytelnikowi, bez skrępowania informuje o defektach swych książek: »oprawa w półskórek, ubytek skóry na grzbiecie uzupełniony papierem«, »książka z oberwanym grzbietem. Ale tego grzbietu nie wyrzuciłem i służy jako zakładka« – dodaje.
Jak powstała ta prywatna biblioteka? Książki pochodzą z kilku podstawowych źródeł. Andrzej Tomaszewski z dumą pisze o drukach odziedziczonych po ojcu Romanie – a jest czym się szczycić, nie brak tu bowiem Alphabethum Romanum F. F. Veronesa, jedno z ukochanych dzieł ojca, które zresztą obiecał mu sam Giovanni Mardersteig, edytor dzieła. Nakład był już wyczerpany, chcąc więc spełnić obietnicę, wszak słowo się rzekło, przyszły ofiarodawca szukał tomu po antykwariatach Europy, aż wreszcie znalazł u pewnego holenderskiego bukinisty. »Do Warszawy typograf przysłał książkę z listem pełnym satysfakcji i ulgi. Miewają ludzie charaktery« - podsumowuje Andrzej.
Więc po ojcu ten i inne woluminy, o czym oczywiście szeleszczą karty, ale głównie z własnych zakupów. A poluje na książki również przy okazji pobytów w Paryżu i w Londynie, gdzie poszukiwany tom kupił kiedyś w renomowanej angielskiej księgami z rąk… polskiej księgarki. Nie przepuszcza okazji, by nam powiedzieć, kto ze znajomych, przyjaciół sprezentował mu książkę, lub przyznać się ze skruchą, które woluminy i dlaczego powinny być nie u niego, lecz w którymś z innych księgozbiorów (to „w którymś” nieco komplikuje sprawę zwrotu).
Za jeden z najważniejszych skarbów swojego księgozbioru uważa dzieło Jana Tschicholda Meisterbuch der Schrift (1965), będące w istocie światowym wzornikiem 176 pism historycznych i współczesnych, obejmującym zarówno liternictwo odręczne, jak i czcionkowe. Równie wysoko ceni francuską monografię Le Cabinet des poincons de l’Imprimerie Nationale (1963). Ów „gabinet stempli” to prezentacja ogromnego, jednego z największych na świecie zbioru czcionek, matryc odlewniczych i stempli, jakie wyszły z warsztatów francuskich mistrzów giserstwa. »Książka jest jednym z klejnotów mojego księgozbioru i poematem drukarskiego giserstwa. Wyrafinowany papier, druk typograficzny z ręcznych czcionek, graficzna prostota są klasycznym przykładem elegancji«. Poemat drukarskiego giserstwa – czyż nie ładnie powiedziane? Wszak książka to »źródło estetycznej i intelektualnej rozkoszy« – zauważy przy omawianiu tomu Polonia typhographica saeculi sedecimi. Zbiór podobizn zasobu drukarskiego tłoczni polskich XVI stulecia. I jak tu nie przyznać racji.
Habent sua fata libelli, o czym nie zapomina prawdziwy bibliofil, odnotowując wiadomości proweniencyjne o posiadanych drukach. Mówiliśmy już o książkach przejętych po ojcu, na tym jednak nie koniec. W Szeleście kart czytamy również o wcześniejszych właścicielach wielu innych książek, dowiadując się, czy na tomie znajduje się odcisk pieczątki, autograf czy dedykacja. Czasem jest to podziękowanie złożone przez autora, na przykład na Poligraficznym słowniku terminologicznym: »Koledze Andrzejowi Tomaszewskiemu z podziękowaniem za pomoc i cenne uwagi przekazywane w trakcie opracowywania słownika. L. Cichocki – październik, 1999«.
Książki z domowych bibliotek wywołują wspomnienia, skojarzenia, przypomnienia. Potwierdza to Szelest kart, których autor napomknie też mimochodem o szachach, swym hobby, powie, gdzie zdał maturę, i wspomni, że zawodu uczył się w warszawskim Technikum Poligraficznym, »a przy okazji polskiego i matematyki«. Jak z matematyką – nie wiem, ale nauczyciel polskiego nie powstydziłby się swego ucznia. Styl, język, słownictwo, sztuka pisania o specjalistycznych sprawach zawodowych przystępnie i prosto dowodzą, że nauka nie poszła w las. »Nawiasem mówiąc, szkoda, że profesorowie naszych uczelni artystycznych nie umieją i nie chcą nauczyć się pisać – tę uwagę poczynił przy okazji opisu monografii Alberta Kapra Schriftkunst (1976), której polscy studenci, jak czytamy dalej, z pewnością powinni zazdrościć swym niemieckim kolegom.
O wielu jeszcze rzeczach należałoby napisać, prezentując Szelest kart, jednak objętość recenzji jest sprawą świętą. Nie mogę jednak nie wspomnieć Filipa Trzaski, »nestora polskich edytorów i autora kilku książek na temat wydawniczej redakcji technicznej«, o którym Andrzej Tomaszewski pisze z dużą sympatią. Pan Filip wprowadził w świat redakcji technicznej wiele pokoleń, w tym niżej podpisanego. A w grudniu kończy 90 lat. Ad multos annos, panie Filipie! Chcę też powiedzieć autorowi Szelestu kart, szukającemu informacji o Janie Dąbrowskim, którego dedykację (dla osoby trzeciej) ma na jednej ze swych książek, że skrócony biogram tegoż Dąbrowskiego będzie mógł przeczytać w trzecim suplemencie Słownika pracowników książki polskiej (w druku), a biogram poszerzony - w Akapicie, roczniku Towarzystwa Bibliofilów Polskich w Warszawie (także w druku). I dodam jeszcze, że książka Wiktora Frantza Szata graficzna gazety (1966), chociaż rzeczywiście rzadka, jednak figuruje w katalogu Biblioteki Narodowej (w dwóch egzemplarzach, jak przystało na Narodową).
Jak powstają filigrany, czyli znaki wodne? Kto za pięć kresek (znak Deutsche Bank) zarobił sto tysięcy marek? Kiedy powstał pierwszy polski podręcznik do nauki odlewania liter? A czy wiedzą państwo, że obwieszczenie o wprowadzeniu stanu wojennego wydrukowano krojem Literaturnaja garnitura, że...